O jesieni i mimozach....

 W ubiegłym roku jesienią zwiedzałam pałacyk Zamoyskich w Kozłówce. Była piękna słoneczna pogoda. Dzisiaj, zupełnie wyjątkowo, pada deszcz. Ostatni tydzień zaczął się mglistymi porankami, szeleszczącymi pod nogami pożółkłymi liśćmi i mimozami też. Mnie nastraja romantycznie i ta dżdżysta, i ta słoneczna jesień pełna kolorowych liści. Siedzę przy oknie i obserwuję zapłakany świat po drugiej stronie szyby. Taki mniejszy kawałek świata, a właściwie, to całkiem mały, bo widoczną z mojego salonu prawie pustą osiedlową uliczkę. Nad ogrodzeniem sąsiada  pochyliła się obsypana owocami jarzębina. Pod drewnianą ławką siedzi mały psiak. Prozaiczny widoczek, zapewne słaba inspiracja dla poety, ale mnie się podoba. Zaplanowałam wczoraj prace nad kolejnym tekstem. Spokojny deszczowy poranek to chyba dobry moment na uwolnienie wyobraźnie, ale moja jakoś się nie uwalnia. Wodzę palcem po szybie za kroplą deszczu i plączą mi się po głowie piękne cudze teksty: „O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny….” Początek jesieni  przypomina mi o powrocie do aktywności zawodowej. Czekają na mnie nowe wyzwania: kolejny rok szkolny, kolejny sezon teatralny, kolejne książki. O kurcze, muszę się zmobilizować! Tworzenie to ciągły proces przechodzenia od lenistwa do stanu niczym nie uzasadnionej euforii.


Najwyraźniej utknęłam na pierwszym etapie.




Popularne posty