Wywiad dla dwumiesięcznika literackiego POCISK
SPECJALISTKA OD
GRECKICH SENSACJI
O tym, czy słoneczna
Grecja może być dobrym tłem dla książek o zbrodniach, rozmawiamy z rozkochaną w
ojczyźnie filozofów Bożeną Gałczyńską-Szurek.
Akcja wielu z Pani
książek dzieje się w Grecji. Skąd wzięła się Pani miłość akurat do tego kraju?
Myślę, że wielu pisarzy przedstawia w książkach miejsca,
które w ich życiu odegrały istotną rolą, a dla mnie jednym z takich miejsc jest
Grecja. Spędziłam tam kilka lat życia, gdy byłam młoda. Uległam czarowi
Hellady i jeśli zważyć, że krainę Homera
liczącą około 10 milionów mieszkańców odwiedza rokrocznie ponad 10 milionów
turystów, to wydaje się, że nie jestem w tej fascynacji ani odosobniona, ani
nawet zbyt oryginalna. Poznałam zwyczaje Greków, zafascynowała mnie historia współczesna
ich ojczyzny mało znana Europejczykom. Na Peloponezie mam cudownych przyjaciół,
do których lubię wracać i mówię po nowogrecku. To wszystko wiąże mnie
emocjonalnie z tym słonecznym krajem.
Na folderach biur
podróży Grecja jawi się jako oaza spokoju, raj na Ziemi. Czy to dobre miejsce
na osadzenie w nim fabuły kryminału?
Nie ma recepty na dobre miejsce akcji książki, a odpowiedź
na Pani pytanie jest szczególnie trudna w odniesieniu do Grecji. Na pewno
olśniewająca położeniem geograficznym i wspaniałymi widokami zasłużyła na miano
idealnego miejsca do wypoczynku. Można też, do pewnego stopnia, uznać ją za raj
i oazę spokoju, głównie za sprawą filozofii codziennego życia Greków, którzy
cenią sobie niespieszność i ciszę, a pośpiech życia Europejczyków uważają za
przejaw zbiorowego szaleństwa. Mnie, pisarkę, ta historyczna kraina
zainteresowała jako tygiel kulturowy. Migracja ludności z Afryki i Azji w głąb naszego kontynentu, bowiem,
która odbywa się przez Grecję nie od
dzisiaj, odcisnęła na niej swoje piętno. Dodatkowo zaskakiwanie czytelnika
przywykłego do sztampowych wyobrażeń o tym kraju, niepokojenie go
umiejscowieniem sensacyjnych zdarzeń w
miejscach, gdzie się ich nie spodziewa, z pisarskiego punktu widzenia nie jest
złe.
Jak łączy Pani dość
wymagający zawód muzyka z pisaniem książek? W jakich warunkach najlepiej się
Pani pisze?
Od wielu lat pracuję przede wszystkim jako pedagog w szkole
muzycznej. Moje obowiązki zawodowe nie kolidują w dużym stopniu z dodatkowymi
zajęciami, choć mam ich sporo. Moment w którym przyjdzie tzw. natchnienie trudno przewidzieć, ale to właśnie pojawienie
się nowego pomysłu literackiego jest
chwilą, w której pisanie sprawia mi najwięcej radości. Nie warunki, nie otoczenie, a stan ducha wpływa na jakość mojego pisarskiego
samopoczucia.
Innym tłem dla Pani
powieści stał się Zamość, w którym mieszka i pracuje Pani od lat. Czy to miasto
też ma swoją ciemną stronę?
Skąd czerpie Pani
inspiracje do swoich powieści?
Inspiracje czerpię, jak większość pisarzy, z otaczającego
mnie świata. W moim przypadku to nie jest trudne. Mam sporo zainteresowań, dużo
podróżuję. Moje życie zawsze było pełne zaskakujących, przyjemnych ale i
tragicznych zdarzeń. Było i jest ciekawe. Twórcze pomysły pozyskuję więc dość łatwo.
O czym będzie kolejna
książka?
Nie lubię uprzedzać faktów. Jestem przesądna i dlatego o
swojej kolejnej książce, o której wspominałam już w naszej rozmowie, powiem
jeszcze tylko tyle, że opisuje tragiczne
dzieje pewnej rodziny uwikłanej przez los w działania wojenne, które miały
miejsce na Zamojszczyźnie podczas drugiej wojny światowej. Niewyobrażalne
okrucieństwo, które dotknęło tu miejscową ludność z rąk hitlerowców, to jedna z
najczarniejszych kart historii Polski, nie tylko tego miasta.
Oryginał artykułu ukazał się w dwumiesięczniku literackim